4
5
9
7
8
2
11
12
13
14
Strona główna / O nas / 20 lat Teatru CHOREA / Anna Bogdanowicz - "Nieprawdopodobne, niemożliwe spotkania"

Anna Bogdanowicz - "Nieprawdopodobne, niemożliwe spotkania"

 

"CHOREA to dla mnie wspomnienia spotkań, podróży, wspólnotowego działania w drużynie przeróżnorodnej, w której splatały się, zderzały, konfrontowały i czasem iskrzyły rozmaite temperamenty, sposoby działania, sposoby myślenia o teatrze, o pracy edukacyjnej i warsztatowej.

 

Ta różnorodność, jej doświadczanie i meandrowanie wobec niej, było dla mnie chyba jednym z najważniejszych doświadczeń. No i przyjaźnie, niektóre trwające już 20 lat.

 

Jedno z takich spotkań, zupełnie nieoczekiwanych, wydarzyło się w Jemnej, kiedy razem z Igą Załęczną przygotowywałyśmy reżyserowany przez nią spektakl "Wiatr w sosnach". Zanim dołączyła do nas reszta ekipy: Lukas, Tomek, Sebastian i Maciek, spędziłyśmy wiele dni, pracując razem w sali wiejskiej świetlicy w Jemnej, oddalonej 7 kilometrów od Srebrnej Góry. W Srebrnej zaczynał się właśnie remont nieczynnego kościoła protestanckiego (tzw. "Aniołka"), który potem służył jako sala teatralna CHOREI.

 

Pamiętam, że świetlica w Jemnej miała murowany kominek (ale to był lipiec, więc nie korzystałyśmy), a za otwartymi na oścież tylnymi drzwiami była łąka z "górą Fuji" w tle. Obie z Igą byłyśmy zachwycone - górą Fuji, a także niezwykle życzliwą i gotową do pomocy panią sołtys (a przecież to był lipiec, i żniwa!).

 

Któregoś wieczoru, po próbie, zagaił do nas starszy pan. Pakowałyśmy się do auta, a on odszedł od podsklepowego wieczornego zgromadzenia, żeby wyrazić zainteresowanie naszymi próbami. Powiedział, że jest artystą muzykiem po fachu i że zaprasza nas do siebie. Miałyśmy niejakie opory, bo towarzystwo podsklepowe było już gremialnie w stanie wskazującym, ale kierowane etosem wypraw, rekonesansów i konieczności nawiązywania relacji z autochtonami, podjęłyśmy się zbadania sprawy.

 

Starszy pan okazał się być wybitnym klawiszowcem, z organami Hammonda stojącymi obok kominka w pokoju kominkowym(!). Rafał (bo tak miał na imię) zgodził się zagrać improwizowane jam session z muzykami współtworzącymi spektakl, po naszej premierze w świetlicy w Jemnej.

 

Potem była próba z "Orkiestrą Antyczną" CHOREI u Rafała w pokoju kominkowym... Pamiętam, że po tym jak zaśpiewaliśmy co nieco z antycznego repertuaru, Rafał skomentował: "Mam wrażenie, jakbym wylądował na jakiejś tropikalnej wyspie, wyszli do mnie tubylcy i coś mówią, a ja nic kompletnie nie rozumiem, ale wiem, że się dogadamy."

 

Zagrał z nami koncert na otwarcie sali teatralnej CHOREI w "Aniołku". I to był jeden z najbardziej niezwykłych koncertów, bo Rafał potrafił fantastycznie słuchać i słyszeć.

 

Potem dał się namówić do grania na Hammondzie w spektaklu "Odpoczywanie" i tym graniem robił przestrzenie, kosmosy i krajobrazy, a jak trzeba było - hymny i burdony dla chóru dzieci.

 

Dom Rękosiewiczów był przez jakiś czas moim domem, przystanią, oddechem.

 

Rafał odszedł 28 listopada zeszłego roku. Ale jest go całe mnóstwo w dźwiękach, opowieściach, fotografiach. Kto by pomyślał, że w historii CHOREI znajdzie się granie z klawiszowcem Dżemu. W tych nieprawdopodobnych, niemożliwych spotkaniach, w tej iskrzącej różnorodności, tkwi wielka wartość."

 

Anna Bogdanowicz