"Moja przygoda z CHOREĄ zaczęła się w 2011 roku. Chodziłam wtedy do gimnazjum, tańczyłam hip-hop i miałam kolorowe dredy. Do naszej szkoły przyszli wtedy: Tomasz Rodowicz, Elina Toneva, Małgorzata Lipczyńska i Janusz Adam Biedrzycki, żeby poprowadzić warsztaty rekrutujące do projektu teatralnego "Oratorium Dance Project".
Pamiętam, że byłam zafascynowana tymi dziwacznymi ćwiczeniami, ale nie byłam pewna czy uda mi się je wykorzystać w moim (ukochanym wtedy) tańcu. Na koniec warsztatów zostawiłam jednak swoje nazwisko na liście chętnych do udziału w projekcie, nie wiedząc wtedy do końca na co się piszę...
Jakiś czas później przyszedł do mnie mail z zaproszeniem do współpracy i zaczęło się czyste szaleństwo. Chodzenie na siedem, klaskanie na trzy, tupanie, śpiewanie i tarzanie się po ziemi (dużo tarzania!). Przez te wszystkie miesiące nie opuściłam żadnej z prób.
W czasie pracy nad "Oratorium", CHOREA grała spektakl "Po Ptakach". Postanowiłam wybrać się na niego ze znajomymi, żeby zobaczyć na scenie osoby, od których mam możliwość się uczyć.
To, jakie wrażenie wywarł na mnie wtedy ten spektakl, jeszcze dziś trudno mi opisać słowami, ale wiem, że nigdy wcześniej, ani nigdy później, nie poczułam w teatrze czegoś tak silnego. Do dziś pamiętam gdzie siedziałam wtedy na widowni, mam przed oczami niektóre sceny, a w głowie melodie pieśni. Gdy spektakl się skończył, publiczność długo klaskała, później zaczęła wychodzić, a ja siedziałam w emocjach ze szklanymi oczami. To był moment absolutnego zakochania i wiedziałam, że właśnie znalazłam swoją drogę.
(Wychodząc w przejęciu podniosłam z ziemi jedno z piórek rozsypanych na spektaklu i wzięłam na pamiątkę. Wciąż gdzieś je mam.)
Po "Oratorium", dostałam zaproszenie od Janusza Adama Biedrzyckiego do kolejnego realizowanego przez niego projektu "Brzydal". Tak stałam się częścią Młodzieżowej Grupy Teatralnej, zwanej później "Młodą CHOREĄ". Lata mijały, a my - w składzie który miał swój początek w 2011 - tworzyliśmy kolejne spektakle pod okiem Adama: "Brzydal", "Vidomi", "Ciemność. To co jest ukryte", "Rój. Sekretne życie społeczne".
Przez cały ten czas nie odpuszczałam nawet wakacyjnych warsztatów "Lato w Teatrze", i tak z projektu na projekt - zostałam i byłam coraz bardziej gotowa na prowadzenie własnych warsztatów i realizowanie swoich pomysłów i projektów.
Dziś mam 28 lat (13 w latach CHOREICZNYCH) i czuję ogromną wdzięczność za każdą osobę, którą poznałam przez ten czas. Wszystkich artystów i artystki, od których mogłam się uczyć i dzięki którym mogłam wzrastać, którzy stawiali przede mną wyzwania i dawali przestrzeń do realizacji. Pracując nad kolejnymi projektami, poznałam mnóstwo pięknych osób i te przyjaźnie przetrwały do dziś, nawet jeśli nie spotykamy się już na próbach.
Największą wartością jaką daje mi działanie w teatrze, jest bycie razem z innymi, wspólne działanie i tworzenie wspólnoty, w świecie, który coraz częściej skupiony jest na byciu samemu.
Teatr jest przestrzenią otwartą, w której z każdym spotkaniem wszystko można zaczynać od nowa i od nowa...
A zabawnych anegdot pamiętam wiele...
Pamiętam dyskusję z Damianem Kukiałką, podczas prób do spektaklu "DERBY.Białoczerwoni" - czy mit o miłości platońskiej jest bardziej alegorią czy metaforą. I o tym, kto dziś w miejsce Dzeusa rozdzielałby byt idealny. (Dla naszkicowania kontekstu: rozmowa odbywała się "na szlugu" i ubrani byliśmy w stroje dresiarzy, co stanowiło srogi kontrast do rozważań filozoficznych tego kalibru.)
Pamiętam jak razem z Martą Kaczmarek, za pomocą dratw, zszywałyśmy 10-metrową sztuczną trawę, która była naszą sceniczną murawą w spektaklu "DERBY.Białoczerwoni".
Pamiętam jak 2 tygodnie przed premierą spektaklu "Vidomi" złamałam nogę i Aleksandra Ziomek w ekspresowym tempie musiała przejąć moją rolę, a ja dzielnie recytowalam monolog z publiczności. A potem (już bez gipsu) poszłyśmy razem na moją studniówkę.
Pamiętam jak dwie godziny przed pokazem spektaklu "DERBY.Białoczerwoni" całą ekipą, w zawrotnym tempie, przeniosiliśmy cały sprzęt, trybuny i scenografię wielkości boiska, z pleneru - na scenę, bo ogromna ulewa zatopiła nasze podwórko. (Zdążyliśmy. Udało się zagrać!)
Pamiętam też przepiękną burzę i próby tanga w Teatrze w Stodole w Teremiskach, gdy pracowaliśmy nad spektaklem "Vidomi", i nasz bieg "pod rękę" z Joanną Filarską, w trakcie największego deszczu i gradu jaki przeżyłam.
Pamiętam jak podczas spektaklu plenerowego "Rewolucje", wspinałam się na latarnie i wiązałam czerwone proporce, i jak wracając nad ranem z imprezy po spektaklu, przewoziłam w torbie megafon, który włączył się w autobusie nocnym i wszystkich obudził.
Pamiętam wiele takich chwil, ważnych momentów, pięknych doświadczeń i już nie mogę się doczekać, żeby spotkać się ze wszystkimi na naszym 20-leciu (podczas Festiwalu Retroperspektywy) i dalej wspominać, opowiadać i śnić...
Do spotkania!"
Ewa Otomańska
