"Moje zainteresowanie CHOREĄ rozpoczęło się w roku 2015, gdy będąc studentem teatrologii na Uniwersytecie Łódzkim, dałem się znajomym namówić na wspólne wyjście na spektakl "Wszędodomni". Zaskoczyła mnie już propozycja: nie widziałem, czym jest ten rezydujący w Fabryce Sztuki teatr, nie miałem pojęcia co kryje się za specyficzną nazwą "CHOREA". Problem polegał również na tym, że gdy pytałem znajomych, to oni też nie do końca potrafili powiedzieć, gdzie znajduje się to miejsce i czym zajmują się ci ludzie.
"Wszędodomni" dali wiele odpowiedzi, ale jeszcze więcej pytań. Nie potrafiłem nazwać tego, co czułem oglądając spektakl, tak jak nie potrafiłem poradzić sobie z pewnym zagubieniem, w którym mnie on pozostawił. Nie rozumiałem takiego sposobu pracy i nie miałem pojęcia, w jaki sposób go interpretować. Więcej: wcale nie spodobało mi się to wydarzenie. A jednak nie odpuszczałem.
Kolejnym spektaklem CHOREI, na który - już kierując się własną decyzją - postanowiłem się wybrać, była "Szczelina" - przedstawienie nadal pozostające dla mnie osobistym punktem odniesienia w relacjach z tym teatrem. Moja perspektywa odbioru propozycji CHOREI, pod wpływem tego, co dane mi było wówczas zobaczyć, zmieniła się radykalnie. I chociaż Facebook nie jest z pewnością najwłaściwszym miejscem do pisania o własnych emocjach, to mimo wszystko chciałbym zaznaczyć, że także dziś, oglądając ten spektakl, nie potrafię obronić się przed łzami wzruszenia. Doświadczyłem stanu, który teatrolog najczęściej wolałby ukryć za wypranymi z emocji frazami strukturalistycznych opisów czy erudycyjnych analiz. Przeżywałem jakiś rodzaj katharsis. Używam tu tego pojęcia z odpowiedzialnością i świadomością jego wagi oraz wyjątkowego znaczenia.
Wreszcie, za namową Ewy Otomańskiej, postanowiłem włączyć się do pracy zespołu: w 2017 roku rozpocząłem pracę jako wolontariusz przy ogólnopolskiej edycji Festiwalu Perspektywy: Teatr - Awangarda w działaniu. Ku mojemu zdumieniu, dane mi było po raz kolejny doświadczyć emocji zupełnie wyjątkowych, zarówno gdy mowa o tym, co związane z przeżyciami artystycznymi, jak o tym, co zapewnia spotkanie z drugim człowiekiem. Tym razem moje doświadczenie nie ograniczało się do obserwacji fascynującego zjawiska - stałem się jego uczestnikiem i współtwórcą. Wcześniej nie spotkałem się z tak otwartym zespołem teatralnym, tworzącym przestrzeń artystyczną, w której bezustannie dochodzi do ścierania się różnorodnych form i tematów oraz ciągle wchodzi się w intensywny dialog z innymi twórcami i zespołami... Uwierzył we mnie Tomek Rodowicz, przyjął zespół, zatrzymała mnie w tym miejscu Anna Maszewska, od której dostałem ogrom wsparcia i wiedzy jak produkować dobre sztosy. Masza – dziękuję!"
Wiktor Moraczewski
