"Posłużę się cytatem z naszego pierwszego choreicznego spektaklu "Tezeusz w labiryncie" - „Ale jak się to wszystko zaczęło...?"
Zaczęło się 23 lata temu i 30 kilogramów temu. Miałem 19 lat, a o teatrze i Gardzienicach nie wiedziałem nic, a już tym bardziej o "wielkich mistrzach" (śmiech). Z mojej rodzimej Łęcznej pod Lublinem, jeździliśmy z Teatrem Prawd Dziwnych do Ośrodka Praktyk Teatralnych "Gardzienice", na warsztaty, które prowadzili: Dorota Porowska, Elzbieta Rojek i Tomasz Rodowicz.
Pod koniec 2001 roku zostaliśmy zaproszeni do Gardzienic na Festiwal OFF-Konfrontacje Teatralne, z naszym spektaklem „Weronika”, na podstawie „Weronika postanawia umrzeć” Paulo Coelho. Pamiętam, że mój debiut sceniczny w tym spektaklu polegał na czołganiu się po podłodze, bez użycia rąk. Kto by pomyślał, że 15 lat później, będzie to element rozgrzewek zaczerpniętych z floor warmup.
Ostatniego dnia festiwalu odbywał się jam session bębniarzy. Ktoś wtedy rzucił, że ich "przetańczymy". Przyjęliśmy wyzwanie, ale nie wiem kto wygrał. Pamiętam jedno, że w pomieszczeniu stał piec typu koza, który ogrzewał całą chałupę. Byłem w takim amoku tanecznym, że poczułem tylko pssss...
Rano zauważyłem, że się oparzyłem. Początkowo nic sobie z tego nie robiłem, ale rana na ręce, po trzech dniach, zaczynała wyglądać coraz gorzej. Okazało się, że było to poparzenie III stopnia. Pamiątka w postaci blizny została mi na dobre kilka lat.
Jakiś czas później dostałem zaproszenie od Doroty Porowskiej do nowego projektu tanecznego "Orchesis" (późniejsze "Tańce Labiryntu"). To był początek mojej drogi teatralnej."
Janusz Adam Biedrzycki
