"To była jesień, rok 2008. Jedną nogą mieszkałam w Szwecji (gdzie robiłam zawrotną karierę w hotelarstwie, ale najbardziej marzyłam o pracy u boku Katarzyny Tubylewicz w Instytucie Polskim w Sztokhomie), a drugą byłam w Polsce, gdzie studiowałam podyplomowo zarządzanie w kulturze (mając nadzieję, że zdobyta wiedza pozwoli mi na pracę w Instytucie Polskim w Sztokholmie). Tak naprawdę nie bardzo wiedziałam co ze sobą zrobić... W tym czasie bardzo ciekawiło mnie wzornictwo, a że miałam dużo wolnego czasu, więc jako wolontariuszka wzięłam udział w drugiej edycji (znakomitej zresztą!) Łódź Design Festival. Szefową wolontariatu była wtedy Ludmiła Anna Maciejewska (Pozdrowienia!), która pewnego razu szepnęła mi, że CHOREA szuka menadżera/ki. I mimo, że nie wiedziałam czym jest CHOREA, a "Gardzienice" znałam tylko z opowieści, to jednak poczułam zew przeznaczenia (spektakle Grotowskiego, nagrane z TVP Kultura na kasety VHS, oglądałam z wypiekami na twarzy jeszcze w liceum; nieprzypadkowo też wybrałam Wrocław, z Instytutem Grotowskiego, jako miasto, do którego wyjechałam na studia).
Tomasza Rodowicza (wraz z Zenonem Psem i całą kolorową choreiczną bandą) poznałam na otwarciu Muzeum Sztuki w Łodzi - ms2 (gdzie zresztą także byłam wolontariuszką, (Jarosław Suchan - Pozdrowienia!).
Rozmowa o pracę była dość nietypowa...
Tomek zapytał:
- "Chcesz z nami pracować? Jest tylko jeden warunek. Musisz mi obiecać, że nie będziesz angażować się w działania artystyczne."
Ponieważ było strasznie głośno i tłumnie, rzuciłam tylko:
- "Tak, chcę z Wami pracować, ale w grudniu lecę na Tobago, a potem przez Trynidad chcę się dostać do Wenezueli i Kolumbii, więc nie wiem czy możecie zaczekać."
A wtedy Tomek odpowiedział:
-"Mam wujka w Wenezueli, dogadamy się! Wpadnij do nas jeszcze przed wyjazdem!"
I wpadłam. Był to akurat czas pisania wniosków do Ministerstwa, a ja (mimo, że nie bardzo wtedy odróżniałam "brutto" od "netto" (Dominika Krzyżanowska - Dzięki za wsparcie!), miałam świeżo zdobytą wiedzę jak tworzyć wnioski (z moich studiów podyplomowych!), więc pomogłam w napisaniu jakiegoś grantu, w drukowaniu tony papieru (każdy wniosek z tysiącem załączników trzeba było wysłać w wersji papierowej) i nagrywaniu go na dużą, kwadratową dyskietkę, którą dołączało się do wniosku. Takie to były czasy!
A potem wyjechałam w podróż. A kiedy wróciłam, to obejrzałam "Śpiewy Eurypidesa" w reżyserii Tomasza Rodowicza, "Tehillim/Psalmy" w reżyserii Pawła Passiniego i wzięłam udział w "Manewrach Patriotycznych". Zaczęłam organizować warsztaty w Fabryce Sztuki i... totalnie się zakochałam. W tych ludziach, w tej sztuce i działaniu, w miejscu, ale przede wszystkim we wspólnocie.
Co prawda nie dotrzymałam obietnicy Tomaszowi Rodowiczowi, że nie będę angażować się w działania artystyczne CHOREI, ale mam nadzieję, że już dawno mi to wybaczył..."
Ola Shaya
