"Na pierwszym roku studiów, wracając o 22:00 z prób, czekałam na przystanku Zachodnia-Legionów, gdzie pojawił się plakat z gościem w zielonej bluzie z kapturem i dużym napisem "Oratorium Dance Project" / Teatr CHOREA. Często wzdychałam mocno do tego plakatu, nie mając pojęcia co to, ta CHOREA. Robiąc wywiad na mieście, dowiedziałam się że to super-ekstra teatr, co tańczy i śpiewa, i nie da się tam dostać. Że w ogóle mogę sobie pomarzyć.
Minęło kilka lat. W 2015 roku mignęło mi na FB ogłoszenie o weekendowych warsztatach prowadzonych przez CHOREĘ. Kosztowały wtedy niebotyczną dla mnie kasę. Poprosiłam rodziców, żeby zamiast prezentu urodzinowego, dorzucili się do warsztatów, ja wyciągnęłam jakieś zaskórniaki i przez pół miesiąca jadłam wyłącznie bułki i parówki z keczupem.
Te warsztaty to było coś WSPANIAŁEGO. Moja platoniczna miłość zamieniła się w żarliwy płomień do tej praktyki, każdego skrawka podłogi i tych ludzi. Co nie przeszkadzało, że byłam totalnie przerażona, bo nie potrafiłam powtórzyć niczego z tego dziwnego klaskania i tupania.
Dzięki warsztatom dowiedziałam się o rozpoczynającym się projekcie Take Over. Z jego powodu nie wyjechałam na Erazmusa do Szkocji, na którym bardzo mi zależało. Zostałam i całkowicie przepadłam w tym miejscu, (razem z ludźmi z projektu, z którymi stworzyliśmy zżytą grupę), wpatrzona w prowadzącego Janusza Adama Biedrzyckiego (tego gościa z plakatu)!
Po 2 latach wyjechałam do pracy do Poznania. Uważałam, że to koniec mojej przygody z teatrem moich marzeń.
Moje serce i głowa była jednak zawsze w Łodzi. Wróciłam po roku. W październikowy wieczór Tomasz Rodowicz złapał mnie na wydarzeniu na Tymienieckiego 3 i zapytał czy zrobię Festiwal Retroperspektywy i dołączę do zespołu aktorskiego. Prawie w ogóle nie zaświeciły mi się oczy. Negocjowałam mocno. Grałam niedostępną.
2 stycznia 2018 rozpoczęłam pracę w Teatrze CHOREA. Klaszczę i tupię o niebo lepiej.
Trzeba uważać do czego się wzdycha i o czym się marzy..."
Anna Maszewska
