"Jesienią 2011 roku moja małżonka, Małgorzata Dobijańska, uczęszczająca podówczas na warsztaty teatralne organizowane przez Teatr CHOREA, zapytała czy nie miałbym ochoty pośpiewać i potańczyć sobie w chórze na "ochnaście ętnastych", gdyż brakuje męskich głosów do jakiegoś tam projektu.
Jako że zawsze byłem miłośnikiem polimetrii i polirytmii oraz miałem już za sobą sceniczną przygodę, za którą nieco mi się ckniło, stwierdziłem, iż czemu nie spróbować, z zastrzeżeniem, że śpiewać mogę, ale tańczyć nie będę, ponieważ nie lubię i już.
Tak oto zetknąłem się po raz pierwszy z choreicznym szalonym światem, dołączając do Chóru Młodej Chorei (późniejszy Chór Teatru CHOREA) w premierowej obsadzie widowiska "Oratorium Dance Project". Niewiele zresztą brakowało, abym z hukiem z niej wyleciał, gdy poinformowałem Ojca Dyrektora (Tomasza Rodowicza), iż ze względu na obowiązki zawodowe, nie we wszystkich próbach mogę wziąć udział, a wypisanego przez niego zwolnienia z pracy moi klienci mogą użyć co najwyżej w celach higieny intymnej.
Na moje szczęście niedobory płci mniej pięknej zadziałały jako atut i finalnie nie tylko wystąpiłem w tym monumentalnym widowisku, ale dostałem nawet solowe 15 sekund, podczas których miałem wykonać wślizg na kolanach na środek sceny. Misję tę wykonałem podczas premiery tak skwapliwie i ekspresyjnie, iż strupy przeszkadzały mi w zginaniu kończyn dolnych przez kolejne półtora miesiąca.
Następne spotkanie nastąpiło dwa i pół roku później, gdy w lipcu 2014 roku otrzymałem propozycję wyjazdu z CHOREĄ na Festiwal Teatralny "Art Carnuntum - Welttheater Festival" do Austrii, tym razem już w roli realizatora dźwięku, zgodnie z wykonywanym przeze mnie zawodem. Z powierzonego zadania wywiązałem się chyba poprawnie, gdyż zaproponowano mi stałą współpracę, która trwa po dziś dzień.
W ciągu 10 lat maczałem palce w przygotowaniu około 20 premier, odwiedziłem z CHOREĄ kilka europejskich krajów, ale przede wszystkim zacząłem inaczej postrzegać teatr, odkrywając go na nowo.
Nasza miłość nie zawsze jest łatwa, na pewno nie bezwarunkowa, jednakże mam wrażenie, iż dajemy sobie to, co najlepsze i uzupełniamy jakoś. I pałam wielką nadzieją, że ani ja, ani CHOREA, nie powiedzieliśmy w tym związku ostatniego słowa..."
Marcin "Dobiś" Dobijański
