"2007. Byłam studentką teatrologii na UŁ (III rok). CHOREA grała na ŁST. Na spektakl waliły tłumy. Chyba "Śpiewy Eurypidesa". Nie udało mi się wejść. Nie starczyło miejsc. Ale CHOREA robiła też warsztaty. Poszłam. Pamiętam - byli TR, Eli, Żuk, Domi, Adam. Było sporo uczestników. Stałam z tyłu pod ścianą, blisko drzwi. Najpierw TR zrobił wprowadzenie - gadał. Potem chyba Adam powiedział, że zaczynamy rozgrzewkę i żeby wszyscy zdjęli buty. To mnie przeraziło. Nie zdejmę. Złapałam torbę, kurtkę i zwiałam. Byłam panną nikt. Ręce w rękawy, włosy na twarzy. Żeby nie było nic/mnie widać.
W 2008 (IV rok teatrologii) na zajęciach z "Analizy przedstawienia teatralnego" (z dr Elżbietą Kołdrzak) oglądaliśmy "Metamorfozy" Gardzienic - nagranie Teatru TV. Dziwne. Niezrozumiałe. Zawrotne. I nagle, w tej całej niezrozumiałości, eksplodowała moja młoda teatrologiczna głowa. Zapłonęła. Nie wiedziałam którędy, jakimi kanałami, ale że taki dziwaczny rodzaj teatru, pełnego rytmu, pulsu, energii, ruchu i muzyki jest mój. Mówi do mnie. Rezonuje. We mnie siedzi. Że to jest to, co mam w środku, co buzuje, co kiszę w sobie od zawsze, ale nie umiem, nie mogę tego... na zewnątrz... wydobyć... Że to jest to co, i to jak chciałabym robić w życiu. Że ten teatr otwiera jedne drzwi skojarzeń, obrazów, współodczuć, współdoświadczeń, za którymi jest kilka następnych do otwierania... i to się nie kończy... to się ciągle otwiera. Dziwne. Przestrzenie.
Na następne zajęcia przyszedł do nas Złoty Osioł - TR. Z psem Zenonem ukrytym pod kurtką (bo pan ochroniarz nie wpuściłby psa do Pałacu Biedermanna). No i TR - gadał. A na koniec powiedział, że w następnym semestrze zaprasza chętnych na cotygodniowe warsztaty teatralne do CHOREI, w ramach zajęć fakultatywnych.
I wtedy to się dla mnie zaczęło.
Poszłam i zostałam. Bo TR tym swoim szóstym zmysłem do ludzi wyczuł to ŻE i to CO kisiłam. Potem musiał się trochę nadenerwować (np. kiedy na próbach przez długi czas nie potrafiłam się ruszyć, bo w głowie tylko: "bez sensu, nie umiem, nie mogę, nienawidzę siebie"), zanim uświadomiłam sobie i poczułam na i we własnym ciele, przez ciało, jak można temu zakiszonemu dawać przestrzeń, żeby wylazło, zabrało, wyzwalało, prowadziło...
I było różnie i jest różnie, różnorodnie. Po drodze jest milion rozmaitych historii, przygód, anegdotek, żarcików i dramacików, głupot, huśtawek, kontuzji, konfuzji, podróży, złamanych serc, frustracji, rozczarowań, zachwytów, odlotów, odkryć, fascynacji, piesków, spełnionych marzeń, wdzięczności. Tyle tego.
Teraz. 17 lat później od pierwszego warsztatu na którym nie byłam. Mam 39 lat. Od roku mam diagnozę spektrum autyzmu. Za mną ponad 40 premier spektakli i koncertów w TCH i sporo różnych projektów i fikuśnych artystycznych przygód poza zespołem. Wiem, że mam siłę. Fach. Głos. Ciało. Akceptację. Mam doświadczenia. Mam przyjaźń Złotego Osła. I żyję. I to się ciągle otwiera..."
Joanna Chmielecka
